Jak nie stać się zakładnikiem poprawności językowej, czyli kilka słów o perfekcji (doświadczenia własne)

Kochani Czytelnicy, dziś wpis taki bardziej osobisty, ale mam wrażenie, że wszyscy mamy, a na pewno mieliśmy podobne odczucia i doświadczenie z czasów, kiedy zaczynaliśmy naukę języka włoskiego (i obcego w ogóle). Dodam tylko, że poniższe przemyślenia są oparte na własnym doświadczeniu. Przygotujcie dzbanek kawy bo szybko dziś nie skończę…

Poprawność językowa – własność każdego tekstu językowego, zarówno mówionego, jak i pisanego, polegająca na jego zgodności z przyjętymi normami językowymi. Tekst poprawny językowo jest, więc tekstem wolnym od błędów i usterek językowych.

Tyle mówi definicja znaleziona w wikipedii. A jak jest w rzeczywistości? Każdy, kto zaczynał uczyć się języka obcego, stawał przed wyborem (świadomie bądź nie) jednej z dwóch dróg. Jedna wiodąca do płynnego mówienia, ale niestety niezbyt gramatycznego, druga droga prowadzi do perfekcji, ale niestety kosztem bariery językowej. Obie drogi nie są dobrym wyborem, ale z dwojga złego, lepsza jest droga pierwsza, czyli „mów” (byle jak), ale mów.

Każdy język oparty jest na pewnym przepisie, jakim jest gramatyka języka. Do znudzenia będę powtarzać i do ostatniej kropli krwi, będę bronić swojego stanowiska, że gramatyka jest ważna. Dlaczego? O tym pisałem tutaj. Niemniej jednak, bez gramatyki nie zbudujemy żadnego zdania. A to przecież jest niezbędne do komunikacji. Komunikacji, która nie będzie zakłócona błędami. Dążenie do perfekcji w mówieniu (bo głównie o to tu chodzi) w pewnym momencie staje się bardzo uciążliwe dla uczącego się. Z własnego doświadczenia wiem, jak niestety to wygląda. Do dziś pamiętam sytuację, w której musiałem wyjaśnić starszemu włoskiemu małżeństwu, że stragan z chlebem, smalczykiem i ogórasami będzie już zamknięty i sprzedawca zaprasza na jutro. Przekazałem wszystkie te informacje po włosku, zostałem zrozumiany, z uśmiechem na ustach podziękowano mi i każdy poszedł w swoją stronę. Włosi zadowoleni, że wiedzą, kiedy i o której mają przyjść na jedzenie, a ja przez pół dnia rozkminiałem jak mogłem powiedzieć to inaczej, bardziej zrozumiale dla nich. Dotarło do mnie po jakimś czasie, że powiedziałem godzinę otwarcia. Pomyliłem liczebniki. Zaczął się wewnętrzny lament, płacz i zgrzytanie zębów. Przecież przyjdą rano, a stragan będzie jeszcze zamknięty! Później okazało się, że chyba źle odmieniłem czasownik. A co jak mnie nie zrozumieli i tylko ładnie się uśmiechnęli, dlatego, że byli mili? Moi znajomi cały następny dzień tłumaczyli mi, że na pewno zostałem zrozumiany i o to przecież chodzi. No tak, zostałem zrozumiany, ale… I tu zaczyna się historia o tym, jak poradzić sobie z perfekcją językową.

Lex De Gor
„Che Cosa Possiamo Fare vs. Che Cosa Facciamo”

Dążenie do perfekcji nie jest niczym złym. Problem w tym, jeśli staje się ona za wszelką cenę naszym celem, a nie pomocą w komunikacji. Blokuje swobodę wypowiedzi i w konsekwencji wolisz milczeć, niż powiedzieć cokolwiek choćby źle, ale powiedzieć.

Ze mną było dokładnie właśnie tak. Wbiłem się idealnie w ten mechanizm perfekcji językowej. Lepiej nie powiedzieć nic, niż powiedzieć źle. Zmieniło się to wtedy, kiedy zostałem rzucony na głęboką wodę. Otóż rozpocząłem lekcje włoskiego z pewnym Włochem, który pochodził z Sardynii. Przyszedł pierwszy dzień zajęć i stresu było, co niemiara. Udało się. Zacząłem mówić. Na początku dukałem tak niemiłosiernie, że samego mnie to męczyło, a co dopiero drugą osobę. Pierwsze zajęcia, drugie zajęcia, trzecie…i tak zacząłem mówić. Kompletnie niegramatycznie. Nie bałem się jednak swojego głosu i tego, jak on brzmi w innym języku. Tu dochodzimy do pewnej kwestii, jaką jest osłuchanie się z językiem. Jeśli wiem, jak brzmi dane słowo w języku włoskim, to nie boję się już go użyć. Nie jest ono dla mnie obce. Wiem, jak wygląda i jak brzmi. Następnie okazuje się jednak, że jak już mówisz, to słowa same wchodzą na język i nie trzeba się zastanawiać nad odmianą czasownika czy jaki przyimek postawić. Postawię zły, to, co z tego. Ktoś mnie poprawi i następnym razem powiem już dobrze. Dlatego też tak ważne jest to, aby otaczać się językiem, którego się uczymy. Nie otaczać tylko książkami, kserówkami, ogólnie słowem pisanym. To musi być słowo mówione, musimy słyszeć, jak brzmi, intonację, tembr głosu lektora. Właśnie to pomoże nam w mówieniu, słuchanie.

Odkąd zacząłem czytać włoskie teksty na głos, jestem w stanie więcej zrozumieć, więcej powiedzieć. Bawię się słowem mówionym. Powtarzam po kilkanaście razy zdanie. To nic, że nauczę się go na pamięć. Prędzej czy później i tak przecież zapomnę, bo nie jest to zdanie pierwszej życiowej językowej potrzeby. Jest jednak źródłem dźwięku danych słów. Następnym razem nie będę się bał używać tego konkretnego słowa, bo wiem, jak brzmi ono w moich ustach. Nie jest przez to jakimś obcym tonem.

To, że dążenie do perfekcji i zbytnia przesada poprawności w wymowie blokuje mówiącego i frustruje, wiem z własnego doświadczenia. Ileż to razy na zajęciach wiedziałem, co powiedzieć, jak odpowiedzieć lektorowi, ale bałem się odezwać, bo pewnie coś powiem źle, przekręcę. Okaże się w konsekwencji, że nie wiem, nie znam się, a porywam się z motyką na słońce. Przepraszam bardzo, ale od tego jest lektor, aby mnie poprawił. A tak, był tylko zły, że pewnie nie znam słówek (bo przecież milczę). Za to koleżanka z grupy mówi, nie gramatycznie, ale mówi i wyszła na dobrego użytkownika języka. Nie starała się być w tym perfekcyjna, ale próbowała być po prostu komunikatywna.

Blokada w mówieniu, wiążę się ze spadkiem motywacji. W końcu uczymy się po to, aby poruszać się we wszystkich płaszczyznach języka, którego się uczymy. Nie pozwólmy, aby to demotywowało nas po całej linii, bo świat się nie kończy. Włącz radio, posłuchaj, jak mówi Włoch, powtórz za nim, choćby na początku źle, ale powtórz. I tak razy milion pięćset dwa dziewięćset. Za trylionowym razem powiesz to poprawnie i zobaczysz, że to wcale nie było takie trudne. Jeden sukces rodzi drugi i trzeci. I tak nie obejrzysz się kiedy, a będziesz mówić jak rodowity Włoch. No dobra, nie będziesz, ale będziesz mówić poprawnie, bez zakłócających Twój przekaz, błędów.

Przerwa na łyk kawy 😉

Spadek motywacji jest rzeczą naturalną, czasami po prostu nie chce się wziąć książki do ręki albo jakiś dział gramatyczny nam nie leży. Ja byłem bliski porzucenia nauki języka włoskiego w trakcie nauki (UWAGA!!!) liczebników. Stwierdziłem, że nigdy się ich nie nauczę. Wracałem do nich kilka razy. Udało się, powiedzmy za piątym razem. Zmotywował mnie teleturniej, w którym podawano kwoty, jakie ludzie wygrywali. Powiedziałem sobie wtedy: „no nie, nie wiem, jakie ludzie pieniądze wygrywają, muszę to wiedzieć!”. Motywacja wróciła, liczebniki nauczone i zapamiętane.

W Internecie znajdziesz milion porad jak poradzić sobie z brakiem motywacji, z blokadą językową i jak zacząć biegle mówić w języku obcym. Są lepsze, gorsze porady. Niemniej jednak sam musisz sobie powiedzieć głośno. Tak! Głośno! PO CO to robię i CO CHCĘ osiągnąć. Bo, dla kogo to robisz, to doskonale wiesz. DLA SIEBIE.

Przestałem dążyć do perfekcji. Bo to tylko mnie frustrowało, demotywowało i kompletnie zniechęcało do nauki. Doprowadzało do stanu, kiedy na pytanie „dlaczego uczysz się języka włoskiego?”, odpowiadałem, że sam już nie wiem. Nie mówię perfekcyjnie po włosku, nie mówię płynnie, ale mówię. Kupić ode mnie słowo po włosku jeszcze nie tak dawno, było bardzo trudno. Dziś nie mam kłopotu z odezwaniem się. Każdy taki mały „krasomówczy” 😉 sukces jest najlepszym motywatorem pod słońcem.

Wszystko dzieje się w naszej głowie i tylko my wiemy, co tak naprawdę chcemy osiągnąć nauką i po co ona nam jest. Czasami gorszy dzień w pracy nie może rzutować na całą naukę języka obcego. A poprawność językowa to dobra cecha i dążenie do niej jest dobre. Pamiętaj jednak, że nie to jest celem nauki języka obcego.

Jeśli widzisz zdjęcie jedzącej z nudów pandy, to oznacza, że przebrnąłeś przez ten potok słów 🙂

Podziel się ze mną w komentarzu jakie Ty masz doświadczenia z perfekcją w nauce języka obcego i jak sobie z nią radzisz 🙂

Zapisz

Zapisz

Zapisz


6 myśli w temacie “Jak nie stać się zakładnikiem poprawności językowej, czyli kilka słów o perfekcji (doświadczenia własne)

  1. Zgadzam się w 100%. Kiedyś miałam na studiach gościnny wykład z moim guru od włoskiej gramatyki i autorem, w moim mniemaniu, najlepszego włokojęzycznego podręcznika do nauki włoskiego, jaki istnieje – Katerinem Katerinovem. Poruszył on między innymi właśnie powyższą kwestię. Nie pamiętam już dokładnie przykładu, jaki podał, ale tak mniej więcej chodziło o dwóch znajomych, z których jeden szedł do sklepu, a drugi miał poprosić, żeby tamten kupił mu przy okazji papierosy. Oczywiście komunikacja miała miejsce w języku włoskim, a ten proszący jeszcze idealnie tym językiem nie władał. Z kolei znajomy wybierający się do sklepu, nie miał czasu czekać, aż jego kolega się zdecyduje jakiego trybu użyć. Wniosek z tego taki, że lepiej powiedzieć z błędem i dostać te fajki, niż starać się być hiperpoprawnym i nic z tego nie mieć 😀

    A tak jeszcze trochę bardziej od siebie dodam: nawet jeśli chodzi o nasz język ojczysty nie jesteśmy wobec siebie tak rygorystyczni i często robimy błędy, więc jeśli w języku obcym nie będziemy idealni, to świat się nie zawali 😛

    Polubione przez 1 osoba

  2. A to ja tak mam. W pracy z koleżanką nie chce rozmawiać po włosku, bo ona mnie poprawi, a przecież ja jestem w pracy doskonały, więc jak mogę pokazać swoją słabość, że czegoś nie wiem, nie umiem. Wiem, to trochę dziwne, bo przecież po japońsku, chińsku także nie mówię i nie oznacza to, że jestem gorszy… Ludzie są psychiczni!!! 😉

    Polubione przez 1 osoba

  3. Przebrnęłam (nie taki długi ten post ;)) i zgadzam się w 100%. Mam dokładnie to samo i wyobraź sobie do tego co się dzieje, gdy będąc maniakiem włoskiego, po tygodniu słuchania włoskiego radia całymi dniami (permanentne home office) idę w sobotę na hiszpański… Jest kosmos, ale ile błędów zrobię tyle moje, bo bez błędów nie ma nauki. Nie można się blokować tylko tym, że w głowie siedzi nam albo inny język, albo strach, albo myśl, że musi być idealnie, bo nie idziesz na lekcję, albo do ludzi po to, żeby było idealnie. Przecież mówiąc po polsku też każdy z nas robi błędy. To nie egzamin tylko żywy twór, żywe narzędzie. To język. Trzeba próbować mówić, a na końcu wyjdzie. Bah… Samo będzie się wylewało z ust, jak tylko mózg się przyzwyczai do innego brzmienia słów. Będą dla mózgu naturalne tak jak język ojczysty. Dzisiaj zrobiłam sobie ćwiczenie – postawiłam przed sobą osobę, której miałam co nieco (niemiłego) do powiedzenia. Dałam radę z nią „pogadać” w 4 językach. Rok temu sama siebie bym wyśmiała… W 2 językach nie był to C1, ani nawet B2, ale nie o to chodziło…

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz